piątek, 26 lipca 2013

4. No, no, no, wiadomo.

Rano obudził mnie kac gigant. Co to było, myślałam że mi głowę urwie. Ból nie do zniesienia. Piszczało mi w uszach i miałam wrażenie, że mam wyczulony zmysł słuchu, słyszałam wszystko…a może to halucynacje.
              Zwlekłam się na dół. Ledwo chodziłam a trzask drewnianych schodów sam w sobie był zajebiście głośny. Dostałam się do kuchni gdzie siedzieli już wszyscy. Usiadłam na swoim miejscu i oparłam głowę o blat.
- No, i jak tam kac gigant? – zapytał Harry.
- Ciszej proszę. – powiedziałam szeptem. – I przy okazji, nie tknę już nigdy alkoholu w żadnej postaci.
- Tak to każdy mówi, a potem i tak pije. – zaśmiał się.
- Umieram. – jęknęłam.
              Liam wstał od stołu po czym podał mi tabletki. Łyknęłam wszystko za jednym razem  i do kuchni wkroczyły dziewczyny. Wszystkie dostały przeciw bólowe i dołączyły do naszego śniadania.
              Zjadłam jedną kanapkę z serem i wróciłam do pokoju. Położyłam się do łóżka. Po chwili usłyszałam jak ktoś puka. Do mojego pokoju wślizgnęła się Jade. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i poklepałam miejsce koło mnie.
- Mogę zostać? – zapytała szeptem.
- Spoko. Jak długo chcesz. – bardzo ją polubiłam.
- Chciałam się wydostać od Perrie i Zayna. Migdalą się tam, że aż rzygam tęczą. – powiedziała.
- Gdzie ty spałaś? – zapytałam.                                  
- Z Perrie u Zayna w pokoju, a Mulat w salonie. – wyjaśniła.
- A reszta? Wiesz Taylor, El i Dan.
- One spały z chłopakami. – powiedziała.
- Nie jesteście takie złe, jak myślałam.
- Wiesz ludzie myślą o nas co chcą bo wszystko co wymyśla Modest to idzie do prasy, a my nie mamy nic do gadania. To jest trochę przykre. Wady bycia gwiazdą. – powiedziała a po jej policzku spłynęła łza.
- Ooooo…- przytuliłam się do niej. – Powiem ci komplement. Masz czadowe włosy.
- Hahaha. – zaśmiała się. – Dziękuje. – na jej twarzy od razu zagościł uśmiech.
- Jesteś strasznie wrażliwa. – zauważyłam.
- No wiem. – zaśmiała się. – Często płaczę, ze śmiechu, kiedy ktoś płaczę, kiedy rozmawiam z rodzicami, w trasie.
- Jesteś kochana.
- Wszyscy mi to mówią.
- Nie wiesz gdzie jest Mira?
- Właśnie pojechali do kina. Został Niall, Zayn i Perrie. – powiedziała.
- A Niall to dla czego?
- Mnie się pytasz, coś mówił, że pójdzie poćwiczyć na siłkę.
- Uuuu, będzie koloryferek. – zaśmiałam się.
- No, no, no, no wiadomo.
              Gadałyśmy dobre kilka godzin a ból głowy z czasem ustawał. Jade jest przemiła osobą i gadała jak na kręcona o zespole i X Factorze. Ja jej opowiadałam o Francji i o Paryżu. Potem robiłyśmy sobie różne fryzury. Śpiewałyśmy sobie piosenki, a Jade bez przerwy malowała moimi farbami. Namalowała swoje imię, logo LM i serduszko.
- Ładnie. – uśmiechnęłam się.
- Twoje i tak lepsze.
- Pfffff… nie prawda. – powiedziałam.
- Głupia jesteś. – szturchnęła mnie w ramię.
              Do pokoju wślizgnęła się Taylor. Szczerze powiedziawszy, nie były tak zadufane w sobie jak myślałam. Blondynka szybko wmieszała się w rozmowę. Również wymalowała swoje imię na ścianie. Już wiedziałam na co wykorzystam tą ścianę.
              Przyszła też Mira i wszystkie robiłyśmy sobie paznokcie a potem wariowałyśmy jak nie normalne. Potem położyłyśmy się spać na ziemi u mnie w pokoju.

***

              Miranda wyjechała jakieś kilka dni temu. Babcia zachorowała i Mira nie mogła zostać do końca tygodnia. Siedziałam w pokoju i malowałam po płótnie widoki za moim oknem. Usłyszałam ciche pukanie.
- Proszę. – krzyknęłam i włożyłam pędzel we włosy.
              Do pokoju wślizgnęła się Jade. Miała na sobie ładną sukienkę, włosy upięte w koka i superowe koturny za nią pojawiła się Taylor która również wyglądała bajecznie.
- Co tam? – zapytałam. – O której idziecie na imprezę?
- Idziemy. – poprawiła
- Nie ja się nie wybieram, nie należę do śmietanki towarzyskiej . – powiedziałam i wyjęłam jeden z moich pędzli z kieszenie moich ogrodniczek.
- Ale jesteś kuzynką Louisa Tomlinsona, więc idziesz z nami. – powiedziała Taylor.
- Nie mam sukienki, i nie zdążę. – powiedziałam. – Jak by coś przywieźcie mi rozpuszczalnik jak będziecie wracać. – poprosiłam.
- Tak łatwo się nie wykręcisz. – powiedziała Perrie wchodząc do pokoju. – Ta sukienka będzie w sam raz. – powiedziała machając mi sukienką przed nosem.
- Co z tego, jestem ujebana od farb to w pięć minut nie zjedzie. – powiedziałam. – a moje włosy to totalna katastrofa nie mówiąc o tych kołtunach. A do tego nie wiadomo czy wejdę w sukienkę i nie mam butów.  I muszę dokończyć obraz – powiedziałam i wyjęłam pędzel z włosów.
- Louis!! – krzyknęła Jade. – Bo Maya nie wybiera się na imprezkę.
- Ale mnie to nie obchodzi idzie z nami nawet może być cała z farb. – odkrzyknął a ja przewróciłam oczami.
              Zdjęłam ogrodniczki pobiegłam do łazienki gdzie częściowo zmyłam farbę z włosów i twarzy. Wyszłam w samej bieliźnie.
- No to róbcie co macie robić- powiedziałam i usiadłam w szlafroku na krześle przed toaletką.
- Potrzebujemy rozpuszczalnika, kosmetyków, butów, lokówki, szkieł kontaktowych…- Tay zaczęła wyliczać co trzeba przynieść. A sama zaczęła zajmować się mną.
- Kiedy uda mi się zmyć tą farbę pokręcę ci włosy paznokcie zrobimy na biało. – zaczęła. – Lekki makijaż i jeszcze… mam problem z butami. Coś się wymyśli w każdym bądź razie muszę najpierw mieć…
- Przyniosłam, chłopcy mieli rozpuszczalnik w garażu. – powiedziała Jade.
              Tay razem z Jade zaczęły zmywać farbę z moich włosów. Muszę powiedzieć, że poszło im szybko, ale za to zajebiście śmierdziało rozpuszczalnikiem. Potem po raz drugi umyłam włosy aby tak nie dawały rozpuszczalnikiem. Potem przyszła Pezz z szkłami kontaktowymi a na sam koniec Jade z kosmetykami i lokówką. Byłam maltretowana jak barbie ale musiałam troszkę pocierpieć aby  być piękną.
              Skończyły około szesnastej. Byłam już w sukience, uczesana przez dziewczyny z lekkim makijażem i ładnym manicurem, nie miałam tylko butów.
- Może znajdę coś w szafie. – powiedziałam i weszłam do garderoby.  – Chodźcie, musicie mi pomóc, ja mam mało takich rzeczy więc za nim coś znajdę miną wieki.
              Wszystkie weszłyśmy do szafy. Przegrzebałam wszystkie półki a i tak nie znalazłyśmy tego co trzeba. Nagle Taylor wybiegła z mojego pokoju. Popatrzyłam zdezorientowana na dziewczyny. Wzruszyły tylko ramionami.
              Po chwili blondynka zmaterializowała się w pokoju i trzymała w rękach czarne wysokie obcasy na platformie. Były bardzo ładne.
              Założyłam je i zeszłyśmy na dół. Chłopcy tylko obrzucili nas wzrokiem po czym wszyscy ruszyliśmy do samochodów. Szturchnęłam Taylor.
- Co oni tak? Myślałam, że przynajmniej jeden komplement padnie jeśli chodzi o wygląd. – powiedziałam szeptem.
- Nic nie mówią, bo próbują zapanować na erekcją. – szepnęła i uśmiechnęła się.
- Serio?!
- No, no, no, no wiadomo.
- No chyba, że tak. – i zaczęłam się śmiać.
              Jechałam z Pezz, Zaynem, Jade, i Niallem. A w drugim samochodzie Eleonor, Dan Taylor, Lou, Harry i Liam. Przy czym drugi samochód ma siedem miejsc. Rozmawialiśmy o wszystkim, a później Pezz zaczęła wypytywać jaka będzie ta impreza.
              Wysiedliśmy z samochodów i weszliśmy do środka. Zabawa trwała już w najlepsze. Chłopcy już gdzieś wyparowali razem z dziewczynami. Ja podeszłam do barku i zamówiłam drinka. Dość mocny. Potem poszłam na parkiet. Poznałam Max’a. Powiedział mi że wkręcił się przez przypadek. Był skatem. Fajnie tańczył. Trochę się z nim po gibałam a potem gadaliśmy przy barze.
- Ja tam jestem artystką.
- Jasne? – nie mógł uwierzyć.
- Cały pokój mam wymalowany i nawet teraz w torebce mam ołówek razem z szkicownikiem. – na dowód wyciągnęłam zeszyt.
- No pochwal się jak rysujesz. – poprosił a ja pokazała mu rysunki. – No zajebiste.
- Wiem.
- Skromność?
- Nie dziękuje. – zaśmiałam się.
- Jeździsz na czymś?
- Na rolkach. A w zimie łyżwy. – uśmiechnęłam się.
- Co powiesz na skate park?
- Jak będę umierać z nudów to wpadnę. Wiesz, że próbowałam jeździć na desce?
- I jak ci poszło?
- Umiem i wyłącznie jeździć, zero trików, nie mówiąc, że boje się wjechać na rampę.
- Ale na rolkach…
- Spokojnie, tu mam duże pole do popisu.
              Potem gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Bez przerwy się śmialiśmy. Dowiedziałam się, że deska to jego pasja. W pewnym momencie dostał wiadomość od kumpli, ze mają nocny wypad na skatepark. Chłopak pożegnał się ze mną i zniknął. Zamówiłam drinka i wypiłam go duszkiem. Pomaszerowałam na parkiet i zaczęłam tańczyć między ludźmi. Było czadowo.
              Dopiero po półgodziny wybrałam się do łazienki. Kiedy weszłam do ubikacji usłyszałam Eleonor. Stanęłam na kiblu i udawałam, że kabina jest pusta.
- Och proszę cię. Ona jest po prostu dziwna, już widzę jak ta smarkula wpierdziela w nocy mięso. A te ciuchy, czy ona wie co to sklepy z markowymi ubraniami? Maya, pffff… po co w ogóle Louis zaprosił do siebie to dziecko…
- Ciotki się umówiły. – nie znałam tego głosu.
- Co z tego, mógł odmówić. Graliśmy w butelkę, raptem dwa razy wybrała wyzwania, do tego rozpieprzyła swoje okulary i jeszcze do tego trzeba było załatwić jej nowe. Błagam jeszcze nie widziałam takiego biednego dziecka.  I jeszcze uważa się za artystkę. Przecież bazgroły na ścianie i kreski w zeszycie nie czynią z niej malarki. Błagam. W ogóle to taka ślamazara, że szkoda gadać. Wygląda na taką co to nic nie umie. A jak coś jej nie odpowiada to nawija po francusku jakby nie pamiętała że Styles ją rozumie. – gadała z jadem w głosie, a mi  na oczy cisnęły się łzy. – Dobra nie myślmy już o tej dziewczynce, idziemy się bawić.
              Brunetka wraz z towarzyszką opuściła łazienkę. Zeszłam z toalety. Opuściłam budynek i pobiegłam przed siebie. Przypomniałam sobie o pewnym miejscu w którym bywałam jak jeszcze mieszkaliśmy w Londynie. Ze łzami spływającymi po policzkach pobiegłam  w stronę Big Ben’a. Zatrzymałam się w pewnym momencie i jebnęłam butami do najbliższego śmietnika.
              Biegłam na bosaka. Nie mogłam sobie wyobrazić co jeszcze nagadała ta Eleonor tej drugiej dziewczynie. W ogóle jak mogła coś takiego mówić. To były najgorsze rzeczy jakie kiedykolwiek usłyszałam o sobie. Minęłam wielki zegar i pobiegłam do blisko położonej kamienicy. Rozpuściłam włosy bo denerwował mnie skaczący na wszystkie strony kok.
              Weszłam do kamienicy i zaczęłam wdrapywać się po schodach. Były z kamienia więc w stopy było mi bardzo zimno. Ale nie zwracałam na to uwagi. Kiedy stanęłam na samej górze klatki schodowej podeszłam do drabinki przymocowanej do ściany i wdrapałam się na dach budynku.
              Kiedy stałam już na dachu znalazłam małą skrzynkę położoną koło anten telewizyjnych. Była ekstra zardzewiała. Dawno tu nie przychodziłam. Otworzyłam ją powoli i znalazłam tam plastikowe pudełko z kolorową kredą.
              Nie zastanawiając się długo zaczęłam rysować po ziemi. Zeszła cała kreda a i tak nie wiedziałam co namalowałam. Miałam całe stopy, dłonie i kolana z kredy. To co narysowałam było ogromne. Oparłam się o ścianę w której był zamontowany wylot od klimatyzacji. Popatrzyłam w niebo. I tak nie mogłam zatrzymać swoich łez. Co za parszywa szuja spotyka się z moim kuzynem. Jak Loui może być z kimś takim. Nie mogłam w to uwierzyć.
              Chwyciłam skrawek sukienki i wytarłam nim policzki. I tak nie miałam nic do stracenia. Cała bialutka sukienka była ubabrana od kredy. Wyglądałam jak skończona sierota. Wyciągnęłam szkicownik i uruchomiłam latarkę w telefonie. Rysowałam to co leżało mi na sercu.
              Dopiero kiedy mi ulżyło naszkicowałam coś co miało sens. Mianowicie niebo z gwiazdami, księżyc i dziewczynę na dachu. W skrócie po prostu siebie.
              Noc spędziłam na dachu wraz z moim telefonem dzwoniącym tak od godziny pierwszej w nocy. Wyciągnęłam baterię i dalej spoglądałam w niebo. Spuściłam nogi z dachu i przyglądałam się nocnemu Londynowi. Czy mogłam powiedzieć, że miasto jest nudne? Owszem, ale za każdym razem kłamałam, kłamię i za pewne będę kłamać.
              Można było podziwiać pięknie oświetlony Big Ben a nieopodal jarzące w oczy London eye. Most przez który jeździły samochody tętnił życiem jak serce. Mimo, że było to środek nocy, masa ludzi biegała po ulicach miasta. Sklepy były pozamykane, może w niektórych kawiarenkach świeciły się jeszcze światła. Miasto było piękne nocą, a mimo wszystko noc była okropna.
              Ciągle słyszałam w głowie słowa wypowiedziane przez Eleonor. Musiałam w trybie natychmiastowym zapomnieć o tej osobie.
              Przypomniałam sobie jedną ciekawostkę z lekcji biologii. Pani tłumaczyła, że muzyka wpływa na nastroje człowieka. Kiedy człowiek słucha smętów jest smutny, a kiedy jakąś szybką skoczną muzykę jest wesoły i szczęśliwy. Puściłam szybko jedną z moich ulubionych piosenek. All star ze Shreka. Zrobiło mi się weselej. Podrygiwałam w rytmie nogą i nuciłam piosenkę.
              Kiedy usłyszałam piosenki Pink od razu przeszłam do śpiewu. Jej muzyka tak do mnie przemawiała, że potrafiłam ożyć na nowo.  Kiedy skończyły się piosenki mojej idolki usiadłam na wylocie wentylacji bo przybudówka nie była wysoka.
              Wschód słońca, po prostu coś pięknego. Lekki wiatr bawił się moimi włosami. Popatrzyłam na ziemię. Narysowałam trupią czaszkę na kwiecie. Zaczęłam się śmiać. To się nazywa gra uczuć. Nie mogłam pojąć jak ja tego dokonałam.  Moje dzieło było w prawdzie troszkę rozmazane bo w nocy po n im chodziłam ale, specjalnie się tym nie przejęłam.
              Powoli zaczynało robić się ciepło. Słońce oderwało się w końcu od horyzontu. Niebo było niesamowite, lekki róż z pomarańczem rozlewał się po błękicie. Cóż za widok, a Londyn o tej godzinie był mało ruchliwy.
              Kiedy było około dziesiątej pozbierałam rzeczy i zeszłam z dachu. Zjechałam po kręconej barierce. Wybiegłam z budynku. Założyłam słuchawki na uszy i ruszyłam w stronę domu. Miałam z deczka daleko. Nie przejmowałam się jak wyglądam. Szłam przez miasto na bosaka i w upieprzonej sukience ale nie byłam tym w ogóle przejęta.
                W pewnym momencie zobaczyła Jade z Pezz. Skręciłam w uliczkę z nadzieją, że mnie nie zauważyły. Pobiegłam przez tunel w jednym z budynków i weszłam na przystanek. Wskoczyłam do autobusu. Mała dziewczynka z deską w ręce popatrzyła na mnie.
- Moja siostra zerwała z chłopakiem i też tak wyglądała. – powiedziała. –Nigdy nie płacz przez chłopaka, wszyscy to wielkie skurwiele.
- Wiem. – zaśmiałam się.- Mimo wszystko to nie przez chłopaka.
              Uśmiechnęła się i wyskoczyła z busa. Wysiadłam trzy przystanki dalej. Pobiegłam do końca ulicy po czym odbiłam w lewo i do domu miałam jeszcze tylko 10 minut. Popatrzyłam na zegarek, dziesiąta czterdzieści. No dostane niezły ochrzan. Jebać wszystko. Pobiegłam ulicą i znalazłam się przed domem. Weszłam i na wejściu spotkałam mojego kuzynka.
              Nie zwracając na nikogo uwagi ruszyłam do pokoju. Lou poszedł za mną.
- Maya gdzieś ty była, wszyscy się martwili, mogło ci się coś stać. – mówił idąc za mną. – Dlaczego nie odbierałaś telefonów… Mogłaś zadzwonić do mnie, albo do kogokolwiek… - trzasnęłam mu drzwiami przed nosem i przekręciłam klucz w zamku.
              Wzięłam długi odprężający prysznic. Wysuszyłam włosy i związałam je w wysokiego kucyka. Ubrałam krótkie spodenki i niebieski top. Chwyciłam rolki i zbiegłam na dół do kuchni.
              Przeleciałam przez pomieszczenie jak gdyby nigdy nic i chwyciłam jabłko. Wbiłam w nie zęby i przytrzymałam je w ustach gdy zakładałam swoje rolki. Do uszu wsadziłam słuchawki a telefon przy biodrze. Pojechałam w stronę centrum handlowego. Nie miałam daleko. Wjechałam pod gmach ogromnego budynku i pojechałam w stronę Starbucks’a.
              Gdy byłam w pobliżu kawiarni zobaczyłam Nialla, Harrego i Taylor. Czym prędzej wjechałam do kawiarni i zamówiłam frrapucino. Usiadłam przy stole, żeby się nie wywalić i dalej słuchałam piosenek.
              Wzięłam łyka kawy i rozkoszowałam się smakiem napoju. Ktoś wyrwał mi słuchawkę z ucha. Popatrzyłam do góry i zobaczyłam szeroko uśmiechniętego Nialla.
- Gdzieś wczoraj była? – zapytał i usiadł naprzeciwko mnie.
- Gdzieś gdzie nikt na mnie nie wrzucał myśląc, że nie słyszę. – powiedziałam.
              Taylor z Harrym się dosiedli.
- Umówmy się nikt Elki nie lubi. – powiedziała Taylor.
- Skąd wiesz?!
- Umówmy się, damska solidarność ma swój zasięg, a tak naprawdę byłam w tedy na kiblu obok w kabinie. – wyjaśniła.
- Świetnie, dobrze, że nie widziałaś jak wyglądałam później. – powiedziałam.
- Umowa numer dwa. Eleonor ma wtyki wszędzie. – pokazała mi zdjęcie na telefonie jak idę przez miasto wcześnie rano.
- Uuuu nie fajnie. – powiedział Niall.
- Nie patrz. – odsunęłam jego twarz ręką. – Wyglądam okropnie.
- Umowa numer trzy. Nawet nie próbuj przekonywać Louisa, że Elka jest tą zła bo do niego to nie dotrze. – powiedział Harry.
- A przy dobrych argumentach? Nagraniu czy coś?
- Zostało zmontowane, ktoś się pod nią podszył. – wymienił Niall.
- Ale ta suka myśli że kłamię z moim wegetarianizmem!. – krzyknęłam, a Niall zatkał mi usta.
              Blondyn pokazał na dziewczynę obok palcem i wyszeptał coś czego nie zrozumiałam. Harry odpowiedział mu tak samo a ja byłam zdezorientowana. Chłopcy rozmawiali w dziwny sposób a Tay wydawała się być zażenowana tą sytuacją. W końcu wyszliśmy z kawiarni.
- Co to było?
- Rozmowa. – powiedzieli chórem.
- Niby po jakiemu.
- Po One Directionemu. – zaśmiała się Tay. – O co chodziło?
- Ta laska na którą pokazywałem to paparazzi. Bez przerwy robiła zdjęcia i notowała to co mówimy. Miejmy nadzieję, że jakoś specjalnie nie zrozumiała z tego o czym rozmawialiśmy. – westchnął Niall.

- No. Było by fatalnie.

3 komentarze:

  1. Fajny rozdział koniec najbardziej mi się podoba.Rozmowa po One Directionemu hahah <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam Cię do The Versatile Blogger. :)
    Więcej informacji znajdziesz na moim blogu c;
    http://love-the-way-you-lie-horanek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. SUPER ROZDZIAŁ!!!
    Wszystko jest jest no jest idealnie co tu więcej pisać czekam na next ^^
    *.*

    OdpowiedzUsuń