Wakacje
i Londyn to nie jest dobre połączanie, przecież w tym mieście ciągle leje. Tak
było i tym razem. Siedziałam na lotnisku i nawet nie myślałam o wyjściu na
pole. Czego się spodziewałam, ciepłych wakacji na Chorwacji, wypadu do Aten,
marzyłam o tym ale nie moja mama wpadła na pomysł wysłania mnie do Londynu do
Kuzyna który robił ze mnie pośmiewisko przez lata kiedy chodziliśmy razem do
szkoły, potem razem na zajęcia dodatkowe i tak dalej. To dlaczego miałabym
jechać to z uśmiechem na twarzy. Dobrze, że przeprowadziliśmy się do Francji.
Odizolowałam się od mojego kuzynka i nauczyłam się mówić perfekcyjnie po
francusku. To on się będzie męczyć a nie ja. Ja rozumiem w obie strony a on
nie.
Siedziałam
w kafejce i czekałam na mojego jakże punktualnego kuzyna. Otrzymałam zamówioną
kawę i popijałam ją czytając newsy internetowe. Net chodził z ” prędkością
światła”. W ogóle zadowolona z całego życia założyłam słuchawki na uszy i
puściłam sobie piosenki Pink. Wzięłam kubek z kawą i walizkę do ręki po czym
wyszłam przed lotnisko.
-
Boże co ja ci takiego zrobiłam? – zapytałam sama siebie i rozłożyłam parasol.
Ruszyłam na parking. Jeden z
samochodów było otoczony jakimiś fankami czy jak. Nie dało się koło niego
przejść. Już do reszty wkurzona wyminęłam samochód od przodu. Usłyszałam
klakson. Czego ten debil do jasnej cholery chce.
- Quoi?! (czego) – krzyknęłam po francusku.
Odwróciłam się przodem do samochodu,
kto w nim siedział? W samochodzie otoczonym ludźmi siedział jakże mój
przekochany kuzynek Louis Tomlinson. Jak ja się stęskniłam, tak strasznie, że
aż w cale.
Założyłam ręce na piersi i
popatrzyłam na kuzyna wściekłym wzrokiem. Jak ja mam niby wsiąść do samochodu.
Otoczony jakimiś fankami, jak fajnie mieć sławnego kuzyna, ale uroki. To że
jestem z nim rodziną to jest jakaś wielka pomyłka, pomyłką jest również to że
jestem w Londynie. Jak zwykle. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i przyłożyłam go
do ucha.
-
Zlot? Fanek numer jeden 1D? Naprawdę? Gdzie? – mówiłam specjalnie głośno z
nadzieją, że mimo wszystko chłopcy tego nie słyszą. – W galerii mówisz, przy
empiku. Nie mogę, naprawdę, zaraz, będzie handel gadżetami i można dostać
unikalne … - ględziłam do telefonu.
Fanki dały sobie spokój. Serio wystarczy
napomknąć o jakimś zlocie i wszystkie już tam idą. Pomimo tego, że tutaj ich
idole są na żywo. Boże, widzisz to i nie grzmisz.
Chłopak wyskoczył z samochodu i
przytulił mnie mocno.
- Jak
ja się stęskniłem. – powiedział nie wypuszczając mnie z uścisku.
- C'est
bien parce que je à tous (To dobrz bo ja nie) – odpowiedziałam.
-
Wskakuj do samochodu. – powiedział i chwycił moją walizkę.
Usiadłam z tyłu i popatrzyłam za
okno. Z przodu siedział jeszcze jeden
chłopak. Louis wskoczył do samochodu i ruszyliśmy. Dlaczego ja żyje takim popieprzonym świecie? Chcę już być w
domu w moim pokoju i bazgrać po kartkach. Poprawiłam moje wielkie okulary na
nosie.
- Jak
tam we Francji? – zapytał Louis.
- Une merde vous vous souciez. (A gówno cię to
obchodzi) – mruknęłam pod nosem.
Chłopak siedzący przed mną zaśmiał
się.
-
Możesz po angielsku? – zapytał mnie kuzyn.
- Il
n'existe aucun moyen (nie ma mowy!) – krzyknęłam.
-
Mówi, że nie będzie używać angielskiego. – powtórzył.
- Impressionnant. (Zajebiście) – jęknęłam.
- Je vois que vous avez un cadeau intention de parler
anglais, je serais heureux de vous expliquer. (Widzę, że nie masz zamiaru mówić
po angielsku to z przyjemnością mogę tłumaczyć). – powiedział z kpiarskim uśmieszkiem.
- Nie
fatyguj się, przy okazji, ten twój francuski akcent jest tragiczny. –
powiedziałam.
-
Pyskata, lubię takie. – zaśmiał się.
-
Uspokój się to moja kuzynka. – Louis szturchnął go w ramię.
-
Patrz na drogę. – zwróciłam mu uwagę.
- To
jak tam we Francji?- Ponowił pytanie.
-
Ciekawiej niż tutaj, ładniejsza pogoda a w ogóle miałam w planach wypad na
Chorwację ale mam zniweczyła moje plany. Zastanawiam się czym ja zawiniłam, że
mnie tu wysłali. Może powinnam być grzeczniejsza? – powiedziałam.
-
Widzę, że przyjechałaś tu z wielką ochotą. – zaśmiał się Harry.
Przykleiłam nos do szyby i włożyłam
słuchawki do uszu. Moje plany na wakacje były niesamowite a teraz ograniczają
się do przyjechania do Londynu, od kiblowania wakacji wrócenia da Paryża. Cóż
za niesamowity plan co nie?
Przyjechaliśmy do ogromnego domu.
Był naprawdę wielki. Super pewnie się zgubię. Już miałam w planach zamknąć się
w pokoju który otrzymałam i nie wystawiać nosa zza jego progu. Wysiadłam z
samochodu a Lou wziął moją walizkę.
Pokój był dość durzy i ładne były
meble ale nie pasowało mi to, że te ściany były jakieś takie puste. Mój pokój
był zamalowany moimi obrazami, popisany przez przyjaciół, pobazgrany,
oplakatowany, przyczepiony były do niego moje rysunki, listy piosenek. Nawet
nie pamiętam jaki był pierwotny kolor ściany, wszystkie meble były popisane lub
poplamione od farb. A tutaj naj zwyczajniej w świecie było pusto. Tak nie … nie
w moim stylu.
- Jak
się nie podoba możesz z nim zrobić co chcesz. – oznajmił Lou.
- Co
chce, w sensie, wszystko.
-
Tak. – odparł. – Ja spadam na dół. – powiedział po czym odstawił moją walizkę.
Podeszłam do pierwszej szafki. Była
wypełniona po brzegi artykułami plastycznymi. Bożę, skąd wiedział. Były
nowiutki i w pełni do mojej dyspozycji. Wyciągnęłam jeszcze moje stare farby z
torby po czym zanurzyłam w nich pędzel.
W pokoju znajdowała się wieża więc
wsadziłam do niej płytkę Pink po czym zaczęłam nakładać pierwsze tony na
ścianę. Miałam zamiar namalować logo Pink oraz napisać tytuł mojej ulubionej
piosenki. Nie zajęło mi to długo bo w końcu to tylko napisy. Na suficie
zrobiłam najzwyczajniejsze kolorowe kleksy a ponieważ sufit był biały to wyszło
to czadowo. Zdobienie pokoju zajęło mi
cały dzień. Umyłam swoje pędzle i posprzątałam farby i odłożyłam wszystko do
szafek.
Wciągnęłam mój gruby czerwony zeszyt
na którym pisało dużymi literami „Do taty”. Wyciągnęłam moje wieczne ulubione pióro.
Dotknęłam stalówką papieru i zaczęłam opisywać dzień.
„ Cześć
tato.
Przyjechałam dzisiaj do Lou. Miałam wyjechać na
Chorwację z Mirandą ale mama oznajmiła mi, że jadę tutaj, do Londynu. Nie byłam
tym faktem zadowolona, to miasto przypomina mi o twojej śmierci, ale jest jeden
plus. Mogłam wykazać się artystycznie. Louis pozwolił mi zrobić z moim pokojem
co mi się podoba więc namalowałam logo Pink, napis Trou Love i moje imię, a
sufit jest cały w kleksach. Wygląda to bajecznie.
Mimo
wszystko mam ochotę wyjechać. Mama obiecała mi przywieźć Lucy – moją gitarę
dopiero jutro, bo przyjedzie na dwa dni. Jeszcze ma się zapytać czy Mira
przyjedzie. Oby bo tak mi się nudzi. Dzisiaj padało i wątpię abym zwiedziła
cokolwiek. Nie chcę być tu ani minuty dłużej. Kocham Cię i tęsknię. Buziaki. „
Wypowiedź zakończyłam jakimś
rysunkiem po czym schowałam zeszyt pod poduszkę. Nie miałam pomysłu na nudę.
Patrzyłam tępo w moje artystycznie upaćkane farbą conversy. Nagle popatrzyłam
na jedną z ścian i na tenisówki. Zaciągnęłam buty z nóg po czym pomalowałam
farbą podeszwy. Zaczęłam przybijać ślady na ścianie aby wyglądało to tak jakbym
łaziła po ścianie. Kiedy skończyłam umyłam buty i położyłam je na kaloryferze.
Założyłam swój za durzy sweter,
praktycznie wszystko miałam za durze. Nie jestem wieżowce, wręcz przeciwnie
jestem bardzo mała, i chuda. Zazwyczaj wszystkie ubrania na mnie wiszą, ale
jestem do tego przyzwyczajona. Dla mnie to normalne. Ale niestety częsty ktoś
się czepia, że noszę nie ten rozmiar co trzeba.
Włączyłam sobie piosenki Pink. Nie
ma to jak pop rock. Nagle do pokoju wszedł Louis i stanął jak wryty.
- A
pukać to nie łaska? – zapytałam wściekła.
-
Widzę, że potrafisz chodzić po ścianach, dobra jesteś jak na kilka godzin,
niezła rozróba pokoju. – powiedział.
Spiorunowałam go wzrokiem. Nie puka
a potem jak zwykle ględzi. Jak j tego nie lubie.
-
Kolacja jest, Liam kazał mi cię zawołać. – dodał.
Wstałam z łóżka. Chłopak zauważył,
że wszystko na mnie wisi. Fajnie. Puścił mnie przodem i szedł tuż za mną, aż do
kuchni. Miałam nadzieję, że mama poinformowała Lou o moich preferencjach
żywieniowych.
Wykrakałam, na stole leżał wielki
kurczak, którego nawet nie zamierzałam nawet tknąć. Usiadłam przy stole i
popatrzyłam ze wstrętem na mięso. Biedny ptaszek, ciekawe jak mu tam w niebie.
Schowałam ręce między kolana i popatrzyłam tępo na talerz wypełniony
ohydztwem. Mamo, ja się pytam dlaczego.
Bogu dzięki, że oprócz kurczaka na stole znajdowała się surówka. Ta pięciu facetów
i nie zapytają się o zdanie kobiety co powinno być na kolację.
Zjadłam małą porcję sałatki i
odeszłam od stołu, ale Lou mnie załapał i posadził na stołku. Dlaczego ja
jestem taka mała?
-
Zjedz. – pokazał na talerz.
-
Chyba ci się w głowie coś kuzynku poprzewracało. – powiedziałam z irytacją w
głosie.
- No
raczej nie, wszyscy będziemy patrzyć jak wsuwasz kurczaka. – oznajmił Liam. –
Jak na dziecko.
-
Boże. – wywróciłam oczami. - Miłego czekania.
Wyciągnęłam telefon i wykręciłam do
mamy. Rozległy się trzy sygnały i usłyszałam głos rodzicielki.
-
Pourquoi n'avez-vous pas me dire que je suis un végétarien Lou (Czemu nie
powiedziałaś Lou że jestem wegetarianinem) – zapytałam do słuchawki.
-
Jejku na śmierć zapomniałam, powiedz mu to na pewno załatwią ci soję. –
powiedziała i się rozłączyła.
Harry zaczął się zwijać ze śmiechu.
Louis patrzył na mnie bo chyba usłyszał, że wymawiam jego imię a reszta zespołu
gapiła się na Styles’a.
- Ale
hahaha fail. – mówił przez śmiech. – Boże, je nie mogę hahaha.
-
Uspokój się i powiedz spokojnie o co chodzi. – poprosił Zayn.
Trochę to trwało za nim się
uspokoił. Usiadł z powrotem na miejscu i odetchnął.
- Ja
nie mogę, jak nie chcesz to nie jedz, - powiedział do mnie. – Zostało sałatki
greckiej z rana w lodówce.
- Zje
kurczaka. – oznajmił Liam.
- Nie
jestem dzieckiem. – warknęłam. – Nie będę jeść tego świństwa. – oznajmiłam i
popatrzyłam z pogardą na mięso.
- Ale
fail. – powtórzył Harry kiedy ja nakładałam sobie sałatki na talerz. – Nie
mogę.
-
Uspokoisz się? – zapytał Niall. – Nie będziesz tego jeść?
-
Nawet nie zamierzam, częstuj się. – powiedziałam.
-
Mogę im powiedzieć? – zapytał Loczek.
- Jak
Ci to pomoże to prosz. – odparłam i wypchałam sobie usta sałatką.
- Ale
o co chodzi. Ledwie zdanie po francusku a ty pokładasz się ze śmiechu na
podłodze.- zauważył Louis.
-
Przez to jedno zdanie można zauważyć jakie masz kontakty z May’ą. – odparł
Loczek.
- O
czym ty mówisz?
-
Jestem wegetarianinem. – wypaliłam.
Lou opadła szczena a ja pałaszowałam
sałatkę. Jak zwykle, Boże, nie jestem kosmitą tylko z powody tego, że nie jem
mięsa.
- Co
się tak gaisz? – zwróciłam uwagę Louisowi.
Wstałam od stołu i wróciłam do
pokoju, chwyciłam czerwony zeszyt – pamiętnik i zaczęłam w nim rysować.
Popatrzyłam za okno, nie padało. Podeszłam do walizki i wyciągnęłam rolki.
Przebrałam się w strój sportowy i zeszłam na dół.
Jazda to dla mnie relaks.
Przekładanka, jazda tyłem, slalomem, jaskółki, takie tam banały. Jak zwykle
jeździłam do muzyki. Po godzinie wróciłam do domu. Na wejściu spotkałam Liama i
Nialla.
-
Czego? - zapytałam widząc że patrzą na
mnie karcącym wzrokiem.
-
Gdzie byłaś? mogłaś się zgubić. – zapytał Liam.
- Do
jasnej cholery, nie jestem dzieckiem, a poza tym ja to też mieszkałam, nie
jestem tu pierwszy raz. – warknęłam i dupnęłam rolki w kąt po czym wybiegłam na
górę. Te wakacje to będzie istny koszmar.
Hahhaah bosko ! Już lubię Maya'e
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;**
Hanikkk
Haha, świetny rozdział. :D Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny. :D :*
http://stole-my-heartx.blogspot.com/
Super blog.Uśmiałam się przy czytaniu.Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Zapraszam do mnie http://one-boy-one-girl-one-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńO jeny jeszcze mam łezkę w oku od śmiania się xd
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału ;)
Super, super, super :3
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej!
http://closertotheedge1.blogspot.com/