wtorek, 30 lipca 2013

5. To twój kuzyn co to za problem?

- Mam pomysł przejdźmy się gdzieś. – powiedziała Taylor, - to wyjaśnimy ci jak wszystko wygląda w naszym kółeczku.
- Dobra. Maya podjedź do przodu i udaj się na górę do Hollistera i potem jedź do Nando’s. – poprosił Niall. – Paparazzi.
              Gdy Harry Tay to usłyszeli chwycili się za ręce. Blondynek puścił mi perskie oczko a ja pojechałam do windy. Peszek, Hallister był po drugiej stronie centrum. Znalazłam się na piętrze i patrzyłam jak Harry i Tay tulą się do siebie a Niall ma bekę na całego. Zrobiłam obrót o 180 po czym jechałam tyłem na rolkach dalej spoglądając na kumpli. Kiedy minęłam Hollistera od razu popędziłam do Nando’s. Zajęłam stolik i poczekałam na przyjaciół.
              Po chwili wpadli do restauracji i przysiedli się do mnie.
- Więc tak, nasze związki są po ustawiane, nie wszystkie. – zaczęła Taylor. – Lanniel to para stworzona przez Modest, tak samo jak Zerrie. Ja z Harrym jesteśmy na serio ale Modest prędzej czy później wpieprzy się do naszego związku i nie będzie gadania. Lou i El są już ze sobą dość długo…
- Ten związek nie przetrwa, ona nie wygląda na osobę której zależało by na kimś innym.– dodał Loczek. – Ale sprawa ma się jasno, El nie wytrzyma w twoim towarzystwie bo widzi, że Lou będzie cię chronił, mimo, że go nie lubisz, on cię kocha jak siostrę. Czuje, że odchodzi na bok więc za niedługo będą wybuchały skandale na około naszego zespołu…
- Jemu serio na mnie zależy?
- Błagam, gadał o twoim przyjeździe przez okrągłe dwa tygodnie a potem było mu makabrycznie głupio, że nie wiedział o twoich preferencjach żywieniowych. Smuci się kiedy widzi, że zrobi coś źle, mówi że chciałby by było tak jak kiedy byliście mali.
- Że niby BFF?
- To twój kuzyn co to za problem?
- No mogę się postarać, ale nie mam zamiaru nawet udawać, że lubię tą czarną sukę. – oznajmiłam.
- To ja przestaje nawet udawać, że ją lubię. – powiedziała Tay. – Chodźmy do milk shake city.
- Spoko. – byłam.
              Dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem.
- Przebierzemy cię. – powiedziała i zlustrowała mnie wzrokiem.
- Ale mi w tym dobrze. – powiedziałam oburzone.
- Ale mi się nudzi i mam ochotę na metamorfozę. – oznajmiła i pociągnęła mnie do sklepu z ciuchami.
              Chłopcy niechętnie poszli za nami. Siedziałyśmy w sklepie przez kilka godzin. Wybrała mi cudną sukienkę w paski. Potem byłyśmy u fryzjera. Generalnie ścięłam tylko końcówki ale Tay stwierdziła, że i tak dużo lepiej wyglądam…do jasnej choler ja tylko ścięłam końcówki. Potem musiałam jechać na rolkach w tej sukience do sklepu z butami bo Taylor oznajmiła, że sukienka ma być na mnie kiedy, będę przymierzać buty.
              Znalazła super wysokie, białe szpilki.
- Taylor, to nie jest dobry pomysł. – powiedziałam.
- Jesteś mi coś winna, za wyrzucenie tych czarnych obcasów. – powiedziała do mnie groźnym tonem a ja od razu założyłam buty.
- Prędzej czy później złamię sobie na nich nogę. – oznajmiłam wstając z miejsca.
- Przejdź się. – poprosiła.
              Znając moją umiejętność chodzenia na obcasach oraz wysokość tych obcasów to nie miało prawa skończyć się dobrze. Miałam oczywiście rację. Źle postawiłam nogę i się wywróciłam.
              Niall pomógł mi wstać.
- Dasz radę chodzić sama?
- Trochę mnie stopa boli ale dam radę. – powiedziałam i przeszłam sama kawałek.
              Dobra, przyznałam nie dałam rady chodzić sama. Stopa za bardzo mnie bolała, musiałam sobie coś nadwyrężyć. Pokuśtykałam do pufy i ściągnęłam te okropne buty. Taylor popatrzyła na mnie.
- Mówiłam, że się wyrżnę. – powiedziałam. – musimy zahaczyć o aptekę.
- Po co? – zapytał Harry.
- Po żel na stłuczenia i opaskę uciskową.  – jęknęłam masując stopę.
- To idziemy. Tylko przydały by ci się jakieś buty. Mówiąc buty mam na myśli jakieś baletki a nawet tenisówki. – Niall popatrzyła na Taylor spode łba.
- Ugh… - Chłopcy popatrzyli na blondynkę. – Dobra, już dobra zaraz wracam.
              Po chwili dziewczyna trzymała w rękach pudełko z ładnymi balerinami. Złożyłam je. Ruszyliśmy do kasy. Oczywiście starałam się nie okazywać bólu ale nie bardzo mi to szło.
Nagle ktoś wziął mnie na ręce.
 - Niall, co ty robisz?! – zapytałam chwytając się za jego szyję.
- Pomagam ci. – zaśmiał się.
- Nie potrzebuje pomocy. – fuknęłam.
- Mam cię postawić? – zapytał.
- Co?! Nie! – krzyknęłam.
- No to nie narzekaj.
              Taylor załatwiła opaskę z żelem i wróciliśmy do samochodu. Usiadłam z tyłu i założyłam opaskę. Poruszałam nogą, bolała…ale mniej. Byłam przynajmniej w stanie chodzić sama. Wjechaliśmy na podjazd. Już miałam sama wysiąść kiedy Niall znowu wziął mnie na ręce.
- Pogrzało cię czy jak?
- A żebyś wiedziała.
- Grrrr … - zawarczałam na jaja.
- Ej weź bo się wystraszę. – zaśmiał się Niall.
              Szturchnęłam go w ramię. Weszliśmy do domu i Niall położył mnie na kanapie. Pokazałam mu język. Włączyliśmy TV po  czym wszyscy zebrali się w salonie, łącznie z Eleonor. Oglądaliśmy „Gorący towar” W życiu nie słyszałam aby móc przekląć tyle razy w jednym zdaniu, te kobiety biły wszystkich na głowę.
- Oto przykład jak nasz Furby odzywa się podczas wywiadów.  – zaśmiał się Liam.
- Ej, nie przeginaj daddy. Mam przynieść łyżkę? Każę ci nią zjeść lody. – Niall posłał mu mordercze spojrzenie.
- Ha, ha, ha… bardzo śmieszne. – warknął.
- Ty zacząłeś.
- Spokój dzieci. – poprosił Louis.
- Odezwał się. – zaśmiał się Harry.
              Lou rzucił w niego garścią popcornu i rozpętała się wojna na żarcie. Zostałam pozostawiona na pastwę losu bo nie dałam rady biegać. Nagle na moich włosach wylądowało jajko. Odwróciłam się i zobaczyłam. Nialla.
- Przegiąłeś! – krzyknęłam i oberwał ode mnie pomidorem. 
- Ej! – oddał mi bitą śmietaną.
              Podniosłam się z kanapy i skacząc na jednej nodze dostałam się na pole gdzie było sedno wojny. Wzięłam parasol ale już po chwili już nie miałam mojej tarczy. Dobiegłam do jednej z drużyn a właściwie do drużyny damskiej. Było nas pięć na pięć, bo nie było Jade. Dostawałyśmy baty. Kiedy wróg przedostał się do naszej fortecy wskoczyłam na główkę do basenu i pozostałam pod wodą.
              Koło mnie pojawiła się Perrie i pomachała mi. Podpłynęłyśmy do dna i siedziałyśmy czekając, aż przestaną, rzucać jedzeniem do wody. Pezz zabrakło powietrza więc wypłynęła i została wytargana na brzeg. Podpłynęłam na drugi koniec basenu. Taaa dość długo trzymam powietrze pod wodą. Wynurzyłam się zabierając trochę amunicji z wody.
              Nade mną stał zespół.
- O w ciapkę. – w wodzie miałam większe szanse bo nie musiałam biegać. Zanurzyłam się z powrotem ale chłopcy zdążyli mnie złapać.
              Niall chwycił mnie za ramiona abym nie mogła uciec, i żebym nie upadła. Tja, dziewczyny i chłopcy mieli po zakładniku. Mianowicie ja i Louis. Przypadek?
Nie sądzę.
              Zauważyłam, że cała trawa jest mokra a w rękach nadal trzymałam jajko i pomidora. Mogłam to wykorzystać.
- Zawieszenie broni. – powiedział Liam. – Nikt nie strzela kiedy jest wymiana.
              Wypuścili nas powoli. Miałam dość spory dystans z pięćdziesiąt metrów. Fajnie, nie mając wyboru wskoczyłam do basenu i podpłynęłam do drużyny. Taylor razem z Pezz pomogły mi wydostać się z basenu.
              Cały ogród był jak jedno wielkie bagno. Super. Potem już rzucaliśmy czym popadło. Każdy miał jakiegoś przeciwnika. Taylor obrzucała Hazzę, Pezz Zayna, Elka Lou, Dan Liama a Ja Nialla.
              Nie miałam dużych szans bo miałam problem z kostką. Generalnie ja siedziałam na ziemi a rzucałam wszystkim co nawinęło mi się mi się pod rękę. Chłopak złapał mnie za zdrową nogę i przyciągnął do siebie. Wylądowałam pod nim a on do tego przytrzymał moje nadgarstki.
- I co teraz zrobisz? – zapytał blondynek.
- Nie wiem.
- No to mamy problem. Bo jak puszczę nadgarstki ty coś złapiesz i oberwę, a przy okazji jak puszczę nadgarstki mogę ja coś złapać i obrzucić ciebie.  – oznajmił.
- No to fajnie i co zrobisz?
- Poczekam aż ogłoszą koniec bitwy.
- Szkoda, nie najesz się. – wzruszyłam ramionami na ile to było możliwe. – powiedziałam.
- No cóż. – powiedział.
              Wstał i pociągnął mnie do góry, dalej trzymając za nadgarstki. Wpadłam na pomysł. Nadepnęłam na nogę i dałam w jaja. Złapałam za butelkę bitej śmietany i opryskałam chłopaka po twarzy.
- Masz przesrane. – krzyknął i zaczął mnie gonić.
              Dogonił mnie i wziął na ręce. Podszedł do basenu.
- Ach to będzie takie straszne. – westchnęłam teatralnie. – Wcale nie jestem mokra i brudna, i woda wcale mi nie pomoże, ach o ja nieszczęsna. – przyłożyłam rękę do czoła.
-  No to jak taka jesteś biedna to kąpiel ci pomoże. – powiedział i wrzucił mnie do basenu.
            Spróbowałam się wyrwać i w tym momencie Niall mnie puścił. W pewnym momencie poczułam mocny ból głowy po czym urwał się film.
***
- O ja pierdolę, moja głowa. – to były moje pierwsze słowa po przebudzeni.
- Maya, nic ci nie jest! – usłyszałam Louisa i po chwili byłam w jego ramionach. – Boli cię coś?  Dobrze się czujesz?
- Jebie mnie głowa ale to chyba nic. – powiedziałam.
            Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem na kanapie w salonie i wszyscy na mnie patrzą. Podniosłam się do pozycji siedzącej i poprawiłam okulary na nosie. Byłam też w suchych rzeczach. Wszyscy byli w suchych rzeczach. Jak do jasnej cholery?
            Pomasowałam tyło głowy. O matko ale guz.
- Mogę iść do pokoju? – zapytałam.
- Zaniosę cię. – zaoferował się blondyn.
            No tak, noga. Niall wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Posadził mnie na łóżku i usiadł koło mnie. Patrzyłam na niego.
- Jak trzymałem cię na rękach, to chciałaś mi się wyrwać a ja cię puściłem, wpadłaś do wody i uderzyłaś wcześniej głową o beton po czym straciłaś przytomność. Długo się nie wynurzałaś więc skoczyłem za tobą do wody i wyciągnąłem cię.  Boże ale ze mnie kretyn.
- A ja tak nie uważam. To przecież tylko wypadek, obudziłam się i jest dobrze, po tym wszystkim mam tylko guza. Skończyło się i tak happy endem.  – uśmiechnęłam się.
- Ale mogłem nawet nie próbować wrzucać cię do tego basenu. – jęknął.
- Stary, wybaczyłam ci. Koniec sprawy. – próbowałam uciąć rozmowę.
- No ale…
- Jesteś moim przyjacielem czy nie?
- No chyba jestem. – powiedział nie pewnie.
- No mam prośbę, nie gadajmy już o tym, co?
- Okey. A możesz mi pomóc?
- O co tylko poprosisz. – powiedziałam.
- No więc spodobała mi się dziewczyna. – powiedział. – I nie wiem co mam zrobić.
- Zabierz ją na pizzę… albo lepiej do kina. – zasugerowałam.
- Dobry pomysł, dzięki. – zlustrował mnie wzrokiem. - Weź się prześpij co?
- Dobra… tylko ty weź im powiedz, że poszłam spać, bo znając Louiego to zaraz tam straci przytomność. – zaśmiałam się.
- Spoko, śpij dobrze.

- Dzięki. – położyłam się i po chwili zasnęłam.

                                                                                                                                                                   

No to mamy rozdział 5
proszę komentujcie bo nie wiem ile tak na prawdę
was czyta mojego bloga
Oraz zapraszam na stronę One Direction zawładnęło moim umysłem
Lajkujcie i komentujcie i wgl c'nie
Podpisuję się Kara i jak coś to jest tam imagin mojego autorstwa.

piątek, 26 lipca 2013

4. No, no, no, wiadomo.

Rano obudził mnie kac gigant. Co to było, myślałam że mi głowę urwie. Ból nie do zniesienia. Piszczało mi w uszach i miałam wrażenie, że mam wyczulony zmysł słuchu, słyszałam wszystko…a może to halucynacje.
              Zwlekłam się na dół. Ledwo chodziłam a trzask drewnianych schodów sam w sobie był zajebiście głośny. Dostałam się do kuchni gdzie siedzieli już wszyscy. Usiadłam na swoim miejscu i oparłam głowę o blat.
- No, i jak tam kac gigant? – zapytał Harry.
- Ciszej proszę. – powiedziałam szeptem. – I przy okazji, nie tknę już nigdy alkoholu w żadnej postaci.
- Tak to każdy mówi, a potem i tak pije. – zaśmiał się.
- Umieram. – jęknęłam.
              Liam wstał od stołu po czym podał mi tabletki. Łyknęłam wszystko za jednym razem  i do kuchni wkroczyły dziewczyny. Wszystkie dostały przeciw bólowe i dołączyły do naszego śniadania.
              Zjadłam jedną kanapkę z serem i wróciłam do pokoju. Położyłam się do łóżka. Po chwili usłyszałam jak ktoś puka. Do mojego pokoju wślizgnęła się Jade. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i poklepałam miejsce koło mnie.
- Mogę zostać? – zapytała szeptem.
- Spoko. Jak długo chcesz. – bardzo ją polubiłam.
- Chciałam się wydostać od Perrie i Zayna. Migdalą się tam, że aż rzygam tęczą. – powiedziała.
- Gdzie ty spałaś? – zapytałam.                                  
- Z Perrie u Zayna w pokoju, a Mulat w salonie. – wyjaśniła.
- A reszta? Wiesz Taylor, El i Dan.
- One spały z chłopakami. – powiedziała.
- Nie jesteście takie złe, jak myślałam.
- Wiesz ludzie myślą o nas co chcą bo wszystko co wymyśla Modest to idzie do prasy, a my nie mamy nic do gadania. To jest trochę przykre. Wady bycia gwiazdą. – powiedziała a po jej policzku spłynęła łza.
- Ooooo…- przytuliłam się do niej. – Powiem ci komplement. Masz czadowe włosy.
- Hahaha. – zaśmiała się. – Dziękuje. – na jej twarzy od razu zagościł uśmiech.
- Jesteś strasznie wrażliwa. – zauważyłam.
- No wiem. – zaśmiała się. – Często płaczę, ze śmiechu, kiedy ktoś płaczę, kiedy rozmawiam z rodzicami, w trasie.
- Jesteś kochana.
- Wszyscy mi to mówią.
- Nie wiesz gdzie jest Mira?
- Właśnie pojechali do kina. Został Niall, Zayn i Perrie. – powiedziała.
- A Niall to dla czego?
- Mnie się pytasz, coś mówił, że pójdzie poćwiczyć na siłkę.
- Uuuu, będzie koloryferek. – zaśmiałam się.
- No, no, no, no wiadomo.
              Gadałyśmy dobre kilka godzin a ból głowy z czasem ustawał. Jade jest przemiła osobą i gadała jak na kręcona o zespole i X Factorze. Ja jej opowiadałam o Francji i o Paryżu. Potem robiłyśmy sobie różne fryzury. Śpiewałyśmy sobie piosenki, a Jade bez przerwy malowała moimi farbami. Namalowała swoje imię, logo LM i serduszko.
- Ładnie. – uśmiechnęłam się.
- Twoje i tak lepsze.
- Pfffff… nie prawda. – powiedziałam.
- Głupia jesteś. – szturchnęła mnie w ramię.
              Do pokoju wślizgnęła się Taylor. Szczerze powiedziawszy, nie były tak zadufane w sobie jak myślałam. Blondynka szybko wmieszała się w rozmowę. Również wymalowała swoje imię na ścianie. Już wiedziałam na co wykorzystam tą ścianę.
              Przyszła też Mira i wszystkie robiłyśmy sobie paznokcie a potem wariowałyśmy jak nie normalne. Potem położyłyśmy się spać na ziemi u mnie w pokoju.

***

              Miranda wyjechała jakieś kilka dni temu. Babcia zachorowała i Mira nie mogła zostać do końca tygodnia. Siedziałam w pokoju i malowałam po płótnie widoki za moim oknem. Usłyszałam ciche pukanie.
- Proszę. – krzyknęłam i włożyłam pędzel we włosy.
              Do pokoju wślizgnęła się Jade. Miała na sobie ładną sukienkę, włosy upięte w koka i superowe koturny za nią pojawiła się Taylor która również wyglądała bajecznie.
- Co tam? – zapytałam. – O której idziecie na imprezę?
- Idziemy. – poprawiła
- Nie ja się nie wybieram, nie należę do śmietanki towarzyskiej . – powiedziałam i wyjęłam jeden z moich pędzli z kieszenie moich ogrodniczek.
- Ale jesteś kuzynką Louisa Tomlinsona, więc idziesz z nami. – powiedziała Taylor.
- Nie mam sukienki, i nie zdążę. – powiedziałam. – Jak by coś przywieźcie mi rozpuszczalnik jak będziecie wracać. – poprosiłam.
- Tak łatwo się nie wykręcisz. – powiedziała Perrie wchodząc do pokoju. – Ta sukienka będzie w sam raz. – powiedziała machając mi sukienką przed nosem.
- Co z tego, jestem ujebana od farb to w pięć minut nie zjedzie. – powiedziałam. – a moje włosy to totalna katastrofa nie mówiąc o tych kołtunach. A do tego nie wiadomo czy wejdę w sukienkę i nie mam butów.  I muszę dokończyć obraz – powiedziałam i wyjęłam pędzel z włosów.
- Louis!! – krzyknęła Jade. – Bo Maya nie wybiera się na imprezkę.
- Ale mnie to nie obchodzi idzie z nami nawet może być cała z farb. – odkrzyknął a ja przewróciłam oczami.
              Zdjęłam ogrodniczki pobiegłam do łazienki gdzie częściowo zmyłam farbę z włosów i twarzy. Wyszłam w samej bieliźnie.
- No to róbcie co macie robić- powiedziałam i usiadłam w szlafroku na krześle przed toaletką.
- Potrzebujemy rozpuszczalnika, kosmetyków, butów, lokówki, szkieł kontaktowych…- Tay zaczęła wyliczać co trzeba przynieść. A sama zaczęła zajmować się mną.
- Kiedy uda mi się zmyć tą farbę pokręcę ci włosy paznokcie zrobimy na biało. – zaczęła. – Lekki makijaż i jeszcze… mam problem z butami. Coś się wymyśli w każdym bądź razie muszę najpierw mieć…
- Przyniosłam, chłopcy mieli rozpuszczalnik w garażu. – powiedziała Jade.
              Tay razem z Jade zaczęły zmywać farbę z moich włosów. Muszę powiedzieć, że poszło im szybko, ale za to zajebiście śmierdziało rozpuszczalnikiem. Potem po raz drugi umyłam włosy aby tak nie dawały rozpuszczalnikiem. Potem przyszła Pezz z szkłami kontaktowymi a na sam koniec Jade z kosmetykami i lokówką. Byłam maltretowana jak barbie ale musiałam troszkę pocierpieć aby  być piękną.
              Skończyły około szesnastej. Byłam już w sukience, uczesana przez dziewczyny z lekkim makijażem i ładnym manicurem, nie miałam tylko butów.
- Może znajdę coś w szafie. – powiedziałam i weszłam do garderoby.  – Chodźcie, musicie mi pomóc, ja mam mało takich rzeczy więc za nim coś znajdę miną wieki.
              Wszystkie weszłyśmy do szafy. Przegrzebałam wszystkie półki a i tak nie znalazłyśmy tego co trzeba. Nagle Taylor wybiegła z mojego pokoju. Popatrzyłam zdezorientowana na dziewczyny. Wzruszyły tylko ramionami.
              Po chwili blondynka zmaterializowała się w pokoju i trzymała w rękach czarne wysokie obcasy na platformie. Były bardzo ładne.
              Założyłam je i zeszłyśmy na dół. Chłopcy tylko obrzucili nas wzrokiem po czym wszyscy ruszyliśmy do samochodów. Szturchnęłam Taylor.
- Co oni tak? Myślałam, że przynajmniej jeden komplement padnie jeśli chodzi o wygląd. – powiedziałam szeptem.
- Nic nie mówią, bo próbują zapanować na erekcją. – szepnęła i uśmiechnęła się.
- Serio?!
- No, no, no, no wiadomo.
- No chyba, że tak. – i zaczęłam się śmiać.
              Jechałam z Pezz, Zaynem, Jade, i Niallem. A w drugim samochodzie Eleonor, Dan Taylor, Lou, Harry i Liam. Przy czym drugi samochód ma siedem miejsc. Rozmawialiśmy o wszystkim, a później Pezz zaczęła wypytywać jaka będzie ta impreza.
              Wysiedliśmy z samochodów i weszliśmy do środka. Zabawa trwała już w najlepsze. Chłopcy już gdzieś wyparowali razem z dziewczynami. Ja podeszłam do barku i zamówiłam drinka. Dość mocny. Potem poszłam na parkiet. Poznałam Max’a. Powiedział mi że wkręcił się przez przypadek. Był skatem. Fajnie tańczył. Trochę się z nim po gibałam a potem gadaliśmy przy barze.
- Ja tam jestem artystką.
- Jasne? – nie mógł uwierzyć.
- Cały pokój mam wymalowany i nawet teraz w torebce mam ołówek razem z szkicownikiem. – na dowód wyciągnęłam zeszyt.
- No pochwal się jak rysujesz. – poprosił a ja pokazała mu rysunki. – No zajebiste.
- Wiem.
- Skromność?
- Nie dziękuje. – zaśmiałam się.
- Jeździsz na czymś?
- Na rolkach. A w zimie łyżwy. – uśmiechnęłam się.
- Co powiesz na skate park?
- Jak będę umierać z nudów to wpadnę. Wiesz, że próbowałam jeździć na desce?
- I jak ci poszło?
- Umiem i wyłącznie jeździć, zero trików, nie mówiąc, że boje się wjechać na rampę.
- Ale na rolkach…
- Spokojnie, tu mam duże pole do popisu.
              Potem gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Bez przerwy się śmialiśmy. Dowiedziałam się, że deska to jego pasja. W pewnym momencie dostał wiadomość od kumpli, ze mają nocny wypad na skatepark. Chłopak pożegnał się ze mną i zniknął. Zamówiłam drinka i wypiłam go duszkiem. Pomaszerowałam na parkiet i zaczęłam tańczyć między ludźmi. Było czadowo.
              Dopiero po półgodziny wybrałam się do łazienki. Kiedy weszłam do ubikacji usłyszałam Eleonor. Stanęłam na kiblu i udawałam, że kabina jest pusta.
- Och proszę cię. Ona jest po prostu dziwna, już widzę jak ta smarkula wpierdziela w nocy mięso. A te ciuchy, czy ona wie co to sklepy z markowymi ubraniami? Maya, pffff… po co w ogóle Louis zaprosił do siebie to dziecko…
- Ciotki się umówiły. – nie znałam tego głosu.
- Co z tego, mógł odmówić. Graliśmy w butelkę, raptem dwa razy wybrała wyzwania, do tego rozpieprzyła swoje okulary i jeszcze do tego trzeba było załatwić jej nowe. Błagam jeszcze nie widziałam takiego biednego dziecka.  I jeszcze uważa się za artystkę. Przecież bazgroły na ścianie i kreski w zeszycie nie czynią z niej malarki. Błagam. W ogóle to taka ślamazara, że szkoda gadać. Wygląda na taką co to nic nie umie. A jak coś jej nie odpowiada to nawija po francusku jakby nie pamiętała że Styles ją rozumie. – gadała z jadem w głosie, a mi  na oczy cisnęły się łzy. – Dobra nie myślmy już o tej dziewczynce, idziemy się bawić.
              Brunetka wraz z towarzyszką opuściła łazienkę. Zeszłam z toalety. Opuściłam budynek i pobiegłam przed siebie. Przypomniałam sobie o pewnym miejscu w którym bywałam jak jeszcze mieszkaliśmy w Londynie. Ze łzami spływającymi po policzkach pobiegłam  w stronę Big Ben’a. Zatrzymałam się w pewnym momencie i jebnęłam butami do najbliższego śmietnika.
              Biegłam na bosaka. Nie mogłam sobie wyobrazić co jeszcze nagadała ta Eleonor tej drugiej dziewczynie. W ogóle jak mogła coś takiego mówić. To były najgorsze rzeczy jakie kiedykolwiek usłyszałam o sobie. Minęłam wielki zegar i pobiegłam do blisko położonej kamienicy. Rozpuściłam włosy bo denerwował mnie skaczący na wszystkie strony kok.
              Weszłam do kamienicy i zaczęłam wdrapywać się po schodach. Były z kamienia więc w stopy było mi bardzo zimno. Ale nie zwracałam na to uwagi. Kiedy stanęłam na samej górze klatki schodowej podeszłam do drabinki przymocowanej do ściany i wdrapałam się na dach budynku.
              Kiedy stałam już na dachu znalazłam małą skrzynkę położoną koło anten telewizyjnych. Była ekstra zardzewiała. Dawno tu nie przychodziłam. Otworzyłam ją powoli i znalazłam tam plastikowe pudełko z kolorową kredą.
              Nie zastanawiając się długo zaczęłam rysować po ziemi. Zeszła cała kreda a i tak nie wiedziałam co namalowałam. Miałam całe stopy, dłonie i kolana z kredy. To co narysowałam było ogromne. Oparłam się o ścianę w której był zamontowany wylot od klimatyzacji. Popatrzyłam w niebo. I tak nie mogłam zatrzymać swoich łez. Co za parszywa szuja spotyka się z moim kuzynem. Jak Loui może być z kimś takim. Nie mogłam w to uwierzyć.
              Chwyciłam skrawek sukienki i wytarłam nim policzki. I tak nie miałam nic do stracenia. Cała bialutka sukienka była ubabrana od kredy. Wyglądałam jak skończona sierota. Wyciągnęłam szkicownik i uruchomiłam latarkę w telefonie. Rysowałam to co leżało mi na sercu.
              Dopiero kiedy mi ulżyło naszkicowałam coś co miało sens. Mianowicie niebo z gwiazdami, księżyc i dziewczynę na dachu. W skrócie po prostu siebie.
              Noc spędziłam na dachu wraz z moim telefonem dzwoniącym tak od godziny pierwszej w nocy. Wyciągnęłam baterię i dalej spoglądałam w niebo. Spuściłam nogi z dachu i przyglądałam się nocnemu Londynowi. Czy mogłam powiedzieć, że miasto jest nudne? Owszem, ale za każdym razem kłamałam, kłamię i za pewne będę kłamać.
              Można było podziwiać pięknie oświetlony Big Ben a nieopodal jarzące w oczy London eye. Most przez który jeździły samochody tętnił życiem jak serce. Mimo, że było to środek nocy, masa ludzi biegała po ulicach miasta. Sklepy były pozamykane, może w niektórych kawiarenkach świeciły się jeszcze światła. Miasto było piękne nocą, a mimo wszystko noc była okropna.
              Ciągle słyszałam w głowie słowa wypowiedziane przez Eleonor. Musiałam w trybie natychmiastowym zapomnieć o tej osobie.
              Przypomniałam sobie jedną ciekawostkę z lekcji biologii. Pani tłumaczyła, że muzyka wpływa na nastroje człowieka. Kiedy człowiek słucha smętów jest smutny, a kiedy jakąś szybką skoczną muzykę jest wesoły i szczęśliwy. Puściłam szybko jedną z moich ulubionych piosenek. All star ze Shreka. Zrobiło mi się weselej. Podrygiwałam w rytmie nogą i nuciłam piosenkę.
              Kiedy usłyszałam piosenki Pink od razu przeszłam do śpiewu. Jej muzyka tak do mnie przemawiała, że potrafiłam ożyć na nowo.  Kiedy skończyły się piosenki mojej idolki usiadłam na wylocie wentylacji bo przybudówka nie była wysoka.
              Wschód słońca, po prostu coś pięknego. Lekki wiatr bawił się moimi włosami. Popatrzyłam na ziemię. Narysowałam trupią czaszkę na kwiecie. Zaczęłam się śmiać. To się nazywa gra uczuć. Nie mogłam pojąć jak ja tego dokonałam.  Moje dzieło było w prawdzie troszkę rozmazane bo w nocy po n im chodziłam ale, specjalnie się tym nie przejęłam.
              Powoli zaczynało robić się ciepło. Słońce oderwało się w końcu od horyzontu. Niebo było niesamowite, lekki róż z pomarańczem rozlewał się po błękicie. Cóż za widok, a Londyn o tej godzinie był mało ruchliwy.
              Kiedy było około dziesiątej pozbierałam rzeczy i zeszłam z dachu. Zjechałam po kręconej barierce. Wybiegłam z budynku. Założyłam słuchawki na uszy i ruszyłam w stronę domu. Miałam z deczka daleko. Nie przejmowałam się jak wyglądam. Szłam przez miasto na bosaka i w upieprzonej sukience ale nie byłam tym w ogóle przejęta.
                W pewnym momencie zobaczyła Jade z Pezz. Skręciłam w uliczkę z nadzieją, że mnie nie zauważyły. Pobiegłam przez tunel w jednym z budynków i weszłam na przystanek. Wskoczyłam do autobusu. Mała dziewczynka z deską w ręce popatrzyła na mnie.
- Moja siostra zerwała z chłopakiem i też tak wyglądała. – powiedziała. –Nigdy nie płacz przez chłopaka, wszyscy to wielkie skurwiele.
- Wiem. – zaśmiałam się.- Mimo wszystko to nie przez chłopaka.
              Uśmiechnęła się i wyskoczyła z busa. Wysiadłam trzy przystanki dalej. Pobiegłam do końca ulicy po czym odbiłam w lewo i do domu miałam jeszcze tylko 10 minut. Popatrzyłam na zegarek, dziesiąta czterdzieści. No dostane niezły ochrzan. Jebać wszystko. Pobiegłam ulicą i znalazłam się przed domem. Weszłam i na wejściu spotkałam mojego kuzynka.
              Nie zwracając na nikogo uwagi ruszyłam do pokoju. Lou poszedł za mną.
- Maya gdzieś ty była, wszyscy się martwili, mogło ci się coś stać. – mówił idąc za mną. – Dlaczego nie odbierałaś telefonów… Mogłaś zadzwonić do mnie, albo do kogokolwiek… - trzasnęłam mu drzwiami przed nosem i przekręciłam klucz w zamku.
              Wzięłam długi odprężający prysznic. Wysuszyłam włosy i związałam je w wysokiego kucyka. Ubrałam krótkie spodenki i niebieski top. Chwyciłam rolki i zbiegłam na dół do kuchni.
              Przeleciałam przez pomieszczenie jak gdyby nigdy nic i chwyciłam jabłko. Wbiłam w nie zęby i przytrzymałam je w ustach gdy zakładałam swoje rolki. Do uszu wsadziłam słuchawki a telefon przy biodrze. Pojechałam w stronę centrum handlowego. Nie miałam daleko. Wjechałam pod gmach ogromnego budynku i pojechałam w stronę Starbucks’a.
              Gdy byłam w pobliżu kawiarni zobaczyłam Nialla, Harrego i Taylor. Czym prędzej wjechałam do kawiarni i zamówiłam frrapucino. Usiadłam przy stole, żeby się nie wywalić i dalej słuchałam piosenek.
              Wzięłam łyka kawy i rozkoszowałam się smakiem napoju. Ktoś wyrwał mi słuchawkę z ucha. Popatrzyłam do góry i zobaczyłam szeroko uśmiechniętego Nialla.
- Gdzieś wczoraj była? – zapytał i usiadł naprzeciwko mnie.
- Gdzieś gdzie nikt na mnie nie wrzucał myśląc, że nie słyszę. – powiedziałam.
              Taylor z Harrym się dosiedli.
- Umówmy się nikt Elki nie lubi. – powiedziała Taylor.
- Skąd wiesz?!
- Umówmy się, damska solidarność ma swój zasięg, a tak naprawdę byłam w tedy na kiblu obok w kabinie. – wyjaśniła.
- Świetnie, dobrze, że nie widziałaś jak wyglądałam później. – powiedziałam.
- Umowa numer dwa. Eleonor ma wtyki wszędzie. – pokazała mi zdjęcie na telefonie jak idę przez miasto wcześnie rano.
- Uuuu nie fajnie. – powiedział Niall.
- Nie patrz. – odsunęłam jego twarz ręką. – Wyglądam okropnie.
- Umowa numer trzy. Nawet nie próbuj przekonywać Louisa, że Elka jest tą zła bo do niego to nie dotrze. – powiedział Harry.
- A przy dobrych argumentach? Nagraniu czy coś?
- Zostało zmontowane, ktoś się pod nią podszył. – wymienił Niall.
- Ale ta suka myśli że kłamię z moim wegetarianizmem!. – krzyknęłam, a Niall zatkał mi usta.
              Blondyn pokazał na dziewczynę obok palcem i wyszeptał coś czego nie zrozumiałam. Harry odpowiedział mu tak samo a ja byłam zdezorientowana. Chłopcy rozmawiali w dziwny sposób a Tay wydawała się być zażenowana tą sytuacją. W końcu wyszliśmy z kawiarni.
- Co to było?
- Rozmowa. – powiedzieli chórem.
- Niby po jakiemu.
- Po One Directionemu. – zaśmiała się Tay. – O co chodziło?
- Ta laska na którą pokazywałem to paparazzi. Bez przerwy robiła zdjęcia i notowała to co mówimy. Miejmy nadzieję, że jakoś specjalnie nie zrozumiała z tego o czym rozmawialiśmy. – westchnął Niall.

- No. Było by fatalnie.

sobota, 20 lipca 2013

3. „Tylko nie piszcz jak wejdziesz do samochodu.”

Obudziłam się o dziesiątej i popatrzyłam na mój sufit. Dzisiaj miała przyjechać Mira, będzie jazda, ona nie wie, że Lou jest moim kuzynem. To będzie koszmar. Od rana biegałam po domu sprzątając pokój gościnny bo nikt się nie pofatygował aby zrobić to wcześniej. W końcu pomógł mi Niall za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Przygotowałam fajną pościel i przygotowałam jej łazienkę.
              Udało mi się namówić Louiego aby jechał ze mną, a do tego wtrynił się kochany blondynek. W drodze na lotnisko kupiliśmy stopery do uszu. Kazałam im je włożyć jak tylko zobaczą mnie z Mirandą.
              Wyszłam na lotnisko i zaczęłam szukać mojej przyjaciółki. Czekałam przed wyjściem jakieś pół godziny kiedy zobaczyłam Mirandę. Rzuciłam jej się na szyję. Rozmawiałyśmy po francusku bo nie było potrzeby, na razie, korzystania z Angielskiego. Doprowadziłam ją do samochodu od tyło więc na razie nie widziała ani Lou, ani Nialla.
- Tylko nie piszcz jak wejdziesz do samochodu. – poprosiłam i weszłam do samochodu.
              Dziewczyna usadowiła się koło mnie i popatrzyła na mnie, a dopiero potem zobaczyła Nialla i Lou. Już miała zacząć piszczeć kiedy zasłoniłam jej usta ręką.
- Piśnij choćby słowo a ukatrupię cię na amen. – powiedziałam po francusku.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, twój kuzyn jest z One Direction. O boże, boże, boże. Będę z nimi mieszkać. Tydzień. Boże!!! – krzyczała po francusku.
- O czym ona mówi? – zapytał spokojnie Niall.
- O tym jak bardzo was kocha, i że cieszy się bo będzie mieszkać tutaj tydzień. – skróciłam jej piski.
- Powiedz, że nam też miło.
- Rozumie. – oznajmiłam.
- To czemu nie używa angielskiego?
- Blokada językowa. – powiedziałam.
- I co to daje?
- Jest tak zestresowana, że nie potrafi wysłowić się w danym języku. W tym przypadku jest to angielski, przypuszczam, że do godziny się uspokoi i jej przejdzie. – uśmiechnęłam się.
- Możesz tłumaczyć?
- Nie ma problemu. – powiedziałam.
              Dojechaliśmy do domu i zaprowadziłam przyjaciółkę do jej pokoju. Zostawiłyśmy tam jej walizkę i zamknęłyśmy się u mnie.
- Możesz się uspokoić? – zapytałam zmieniając język na francuski.
- Jak?! Mam mieszkać przez tydzień z moimi idolami.
- No to nie wiem poproś o autograf, zdjęcie, filmik…
- Zapominam języka kiedy mam coś powiedzieć po angielsku. – oznajmiła.
- Dobra powiedz coś teraz. – poprosiłam.
              Dziewczyna płynnie opowiedziała o swoich upodobaniach i o rzeczach których nie lubi. Powiedziałam, że ma się do mnie zwracać tylko w tym języku.
- Już? Jest dobrze? – zapytałam.
- No chyba tak. – potwierdziła.
- To czeka nas kolacja z tymi głąbami. – powiedziałam.
              Zeszłyśmy na dół. Hazza zrobił kolację i ja dostałam osobne danie.
- Twoja koleżanka też nie je mięsa? – zapytał Loczek.
- Nie  spoko, jem normalnie. – powiedziała.
              Pokazałam kciuk w górę. Mam nadzieję, że blokada jej nie wróci. Cały wieczór spędziliśmy rozmawiając. Potem oglądaliśmy komedię. Miranda świetnie sobie radziła. Płynnie używała angielskiego ale jeszcze nie potrafiła opanować, swojej ekscytacji, ponieważ One Direction jest jej ulubionym zespołem.
              Nie spaliśmy do godziny a ja wiem może trzeciej.
***

              Wstałam z super podkrążonymi oczami. Nie kontaktowałam ze światem. Zwlekłam się z łóżka i na czworakach dostałam się do łazienki. Wyciągając ręce do przodu, zaczęłam szukać po omacku moich okularów. Wada mojego wzroku jest tak wielka, że nie mam możliwości funkcjonowania bez okularów.
              Machając rękami na wszystkie strony doszłam do drzwi pokoju, a ponieważ nie widziałam nikogo, to zapukałam. Nie zdążyłam, ten ktoś otworzył.
- Maya? Co tu robisz? – usłyszałam głos blondaska.
- Szukam pomocy. Zgubiłam okulary i nie widzę. Wszystko jest takie rozmazane. – jęknęłam.
- Nie wiem czy nie w kuchni. Chodź pomogę ci dojść. – zaoferował.
              Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę… szczerze powiedziawszy to nie wiem.
- Uważaj schody. – oznajmił.
              Powoli schodziłam po schodach uważając aby się nie zabić. Źle postawiłam nogę i o mało nie spadłam. Niall mnie w porę złapał.
- Ty faktycznie musisz mieć te okulary.
- No co ty.
              Weszliśmy do kuchni i Niall puścił moją rękę. Zaczęłam powoli się przemieszczać z wyprostowanymi rękami. Doszłam do stolika i zaczęłam macać rękami po całym blacie. Znów poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę.
- Tutaj nie ma. – powiedział mi Niall.
              Czułam się dziwnie. Zero widoczności, tak jakby miała mgłę przed oczami. Weszliśmy, chyba do salonu bo usłyszałam dźwięk telewizora.
- Co się stało? – zapytał Louis.
- Zgubiłam okulary i nie widzę. – jęknęłam.
              Zrobiłam kilka kroków i usłyszałam trzask łamanego szkła i plastiku. Cofnęłam się po czym skrzywiłam.
- Powiedźcie, że to nie to co myślę? – poprosiłam.
- A możemy skłamać?
- Boże! Nie mam drugiej pary. – jęknęłam. – Jeny.
- To jedziemy do okulisty. – powiedział Niall.
- Ale, z nim dopasują mi szkła, miną wieki. – powiedziałam.
- Coś się załatwi.
              Niall w raz z Lou zaprowadzili mnie do samochodu. Czułam się jak niepełno sprawa. Co za koszmar. Usiadłam z tyłu samochodu i oparłam głowę o szybę. Nic nie widziałam i do tego nie byłam w stanie nawet sama chodzić bo mogłam wylądować na ziemi, słupie, pod samochodem.
              Wysiedliśmy z samochodu i od razu poczułam, że ktoś trzyma mnie za rękę. Trzymałam kurczowo ramię mojego przewodnika i starałam się zachowywać normalnie. Usłyszałam, że chłopcy otwierają drzwi.
- Uważaj stopień. – ostrzegł Niall.
              Czyli blondyn mnie prowadził. Chłopcy załatwili formalności i okulista zbadał moje oczy. Dostałam nowe szkła i czarne oprawki z Ray-Ban. Kiedy je założyłam wszystko stało się wyraźne. Od razu widziałam lepiej. Zamrugałam oczami kilka razy, bo musiałam się przyzwyczaić do okularów.
              Chłopcy za wszystko zapłacili i nawet nie doszli mi dojść do słowa. Wsiadłam do samochodu. Wróciliśmy do domu, oczywiście na przeciw mnie wybiegła Mira. Dostałam ochrzankę za to, że zostawiłam ją z nimi na pastwę losu a ona ze stresu nie mówiła i wyszła na idiotkę i wszystko wykrzyczała na mnie po francusku.
              Musiałam jej wytłumaczyć co się stało i dopiero się uspokoiła. Przestawił się na angielski. Usiadłam w fotelu i dostałam ciepłą czekoladę przygotowaną prze z Nialla.
- Ale dobre. – powiedziałam.
- Mój specjał. – uśmiechnął się blondyn.
- Jestem takiego samego zdania. – powiedziała Mira rozkoszując się zapachem czekolady.
- Od kiedy wyszliśmy od okulisty leje. – zauważyłam.
- Maya, pada od rana. – powiedział Louis.
- Aha. – boże ale palnęłam faila.
              Wieczorem Harry rzucił hasło butelka. Usiedliśmy w kółku. Za każdym razem wybierałam prawda. Nie miałam ochoty się z kimś całować. W końcu zaryzykowałam, miałam Zaynowi zrobić loda. Wstałam z kółka i pomaszerowałam do kuchni. Nałożyłam do miski lody czekoladowe i wróciła do salonu. Dałam mulatowi miskę, a cała reszta zaczęła się śmiać.
- No kurde ale miałaś zrobić mu loda. – zaczął czepiać się Harry który dał mi to zadanie.
- No to zrobiłam, nie widzisz jakiego ma banana na twarzy? – zapytałam i loczek się zamknął.
              Potem Lou miał przelecieć miśka i wszyscy mieli ubaw po pachy. Jaki mój kuzyn potrafi być nieogarnięty. W pewnym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. Niall pobiegł otworzyć. Usłyszeliśmy śmiechy po czym do salonu weszła spora gromadka dziewczyn. Usiadły koło chłopców. Jedna blondynka na kolanach Harrego, jedna z brunetek koło Lou, przy Zaynie usiadła dziewczyna z różowymi włosami a ta z kręcony mi włosami koło Lima.
Była jeszcze jedna z niebieskimi włosami, ale ona klapnęła koło mnie.
- No to wy się nie znacie, - zaczął Lou. – I coś mi się wydaje, że szybko załapiecie ich imiona. – popatrzył na mnie i Mirandę. – To Taylor.
- Cześć. – pomachała dziewczyna z kolan Stylesa.
- Tutaj jest Eleonor. – pokazał dziewczyną na swoich kolanach.
- Siemka. – uśmiechnęła się.
- Jest jeszcze Perrie, i Jade. – pokazał na dziewczyny z kolorowymi włosami.
- Hejka.
- Co tam? – przywitały się.
- No i Danniel. – powiedział Liam wskazując na dziewczyną koło niego.
- A to moja kuzynka i jej koleżanka, Maya i Miranda. – przedstawił na Lou.
- Hej. – przywitałam się speszona.
- Ej Jade, rzadko się u nas pojawiasz, co cię sprowadza? – zapytał Zayn.
- Nudziło mi się a dziewczyny gdzieś wyparowały więc Perrie mi zaoferowała rozrywkę. – uśmiechnęła się niebiesko włosa.
              Graliśmy dalej w butelkę i było znacznie ciekawiej. Zayn siedział z majkami na głowie, Harry miał pomalowane usta, Liam siedział w sandałach i skarpetkach, Lou miał spinki we włosach, a Niall…siedział bez koszulki.
              Mira miała błoto we włosach, Perrie masło, Tay kazali  przebiec na około domu w samej bieliźnie, Jade miała stanik na bluzce a nie pod, Eleonor zjadła banana i popiła spritem, Dan miała zrobić Cinamon Chellenge(nie wiem jak to się pisze), a ja wypiłam z litr wódki i było mi nieziemsko niedobrze .
              Potem ja nieźle schlana dostałam głupawki i zaczęliśmy wszyscy śpiewać. Najpierw piosenki Perrie i Jade, potem chłopców, Taylor a ja z Mirą rzuciłyśmy hasło P!nk.
              Zabawa trwała dość długo, i nieźle się schlaliśmy.
- Macie jeszcze troszkę? – zapytałam pokazując na butelkę Finlandii.
- Maya nie przeginasz? – zapytał mnie Louis.
- Ja jestem trzeźwa. – powiedziałam i zatoczyłam w miarę okrągłe kółko.
- Nie no May, nie wydaje mi się. – do akcji wkroczył Niall.
- Ależ ja jestem trzeźwa czy trzeźwy powiedział by… - z moich ust wypłynął bełkot który miał być łamańcem językowym.
- Sama słyszysz, nie jesteś trzeźwa chodź idziemy spać. – poprosił Lou.
- Ale nie mam ochoty. – jęknęłam i tupnęłam nogą.
              Nie utrzymałam równowagi i upadłam. Niall mi pomógł wstać.
- Chodź zaprowadzę cię. – powiedział blondyn.
- Nie chcę. Po za tym nie wstanę. – zaśmiałam się.
              Robiłam głupkowate miny.
- Chyba muszę cię zanieść. – powiedział Lou.
- Ja to zrobię, El też jest nieźle wstawiona. Trzeba je odwieźć. Jest tu ktoś trzeź… - zaczął blondyn.
- Liam. – powiedziałam.- Przecież on ma jedną nerkę, musi uważać.
- Wow, mimo tego, że jesteś schlana jak nikt to potrafisz myśleć. – podziwiał mnie Louis.
- Po francusku na takie osoby się mówi „Ivre comme un Polonais”, czyli „Pijany jak Polak.” – powiedziałam.
- No oni to mają niezłe głowy jeśli chodzi o picie. – powiedział Liam wchodząc do salonu.
              Sięgnęłam po kolejną szklankę wódki, kiedy chłopcy nie patrzyli i zaczęłam pić duszkiem. Kiedy Niall z Lou zobaczyli, że znów piję, rzucili się na mnie wytrącając mi szklankę z ręki.
- Ej, piłam to. – powiedziałam.
- Koniec tego dobrego, idziesz spać. – powiedział Niall i wziął mnie na ręce.
              Zaczęłam nucić pod nosem jakąś piosenkę. Chyba „Change Your Life”. Niall popatrzył na mnie a ja tylko wyszczerzyłam zęby i z powrotem zaczęłam śpiewać. Przeszliśmy przez próg mojego pokoju i Niall postawił mnie na ziemi. Chwyciłam piżamę i bujając się na wszystkie strony pomaszerowałam do łazienki. Siedząc na kiblu przebierałam się bo jakoś nie miałam ochoty ryzykować rozwaleniem sobie łba o umywalkę. Chwiejąc się na nogach wyszłam z łazienki i się wywaliłam. Niall podbiegł do mnie a ja zaczęłam się śmiać.
- Ile razy w życiu piłaś alkohol? – zapytał.
- Ja jestem nieletnia…
- Pierwszy raz?! No to rano będziesz miała nieźle przesrane.
- No, no, no, no wiadomo. – zaśmiałam się.
- Chodź do łóżka.
              Wstałam i wychodząc po schodkach na podest wywaliłam się. Wskoczyłam do łóżka. Cała uchachana siedziałam w łóżku i bawiłam się miśkami. Potem wzięłam książkę ale litery były jakieś takie krzywe. Patrzyłam na Niall.
- Co tu jest napisane? – pokazałam na tytuł.
-„ Miłość nie jest prosta” – przeczytał.
- Ha! Ja nie mam zamiaru się zakochiwać, bo miłość jest pojebana. Mam na nią wyjebane. Najpierw się zakochujesz a potem cierpisz, że najchętniej chciałbyś się zaćpać, albo zabić bo nie chcesz żyć. – powiedziałam.
- Czemu tak uważasz? – zapytał.
- Jest też druga strona medalu, kochasz jedną osobę i się odkochujesz i zrywasz a potem to ta osoba cierpi. – powiedziałam.
- A nie masz ochoty abyś była dla kogoś ważna.
- A ja kogoś takiego mam. – pokazałam mu język.
- No to kto to jest.
- Moja mama!
- A tata?
              Przestałam się uśmiechać i zakryłam głowę kołdrą. Obróciłam się tyłem do niego.
- Dobra, sorki. – przeprosił.
- Dobranoc. – wygoniłam chłopaka.

              Gdy w pokoju zapadł mrok, szybko ściągnęłam bryle i położyłam je na szafce i położyłam się spać.